Niedzielna pogoda sprzyjała spacerom. Ponoć od poniedziałku ma wrócić typowa przedwiosenna pogoda. Ma padać deszcz, a nawet śnieg. Właściwie to dobrze, bo wszędzie bardzo sucho. No ale mamy na razie piękny dzień. Jadę do Przesieki. Wysiadam na przystanku "Pod lipami". Stoi tutaj jeszcze budyneczek, w którym była kultowa miejscówka dla zmęczonych, spragnionych turystów. Były stoły, ławeczki, pachniały kwitnące lipy, stąd nazwa, zawsze było wesoło. A teraz żal patrzeć, lipy prawie znikły, stolików nie ma, lokalik zamknięty na dziesięć spustów. Nic to idę dalej. Wybrałam ścieżkę, po której biegną dwa szlaki - żółty i zielony. Wkoło słychać śpiew ptaków. Jest cudownie - chociaż.....No właśnie, po głowie chodzą różne mniej wesołe myśli. Tracę na chwilę tą beztroską wędrówkę. Jestem myślami gdzie indziej. Otrząsam się i idę dalej, jestem znowu na szlaku, rozglądam się wkoło, sprawdzam co zmieniło się. Wszak nie szłam tędy już dość dawno. Sporo wyciętych samosiejek pewnie szykowane są grunty pod zabudowę. Dochodzę do obrzeży Przesieki. Przed sobą mam olbrzymi dom wczasowy onegdaj zwany "Łucznikiem" - służył pracownikom z Radomia. Dzisiaj to już "Rezydencja MARKUS".
Tutaj szlaki rozdzielają się. Zielony prowadzi do Zachełmia, a ja idę żółtym do Jagniątkowa. Teraz droga prowadzi lasem. Widać sporo powalonych przez wichurę drzew. W potokach płynie dość wartko woda. Wysoka temperatura powoduje topnienie śniegu w górach.
Dochodzę do opłotków Jagniątkowa. Spacer jak zwykle kończę w gospodzie "Wedle bućków" na kawie.