Kolejne okienko pogodowe, nie można siedzieć w domu, jeszcze jakiś prac domowych zachciałoby się. Wybieram opcję poza domem. Jadę do Bukowca po raz 100, a może dopiero 99, nie ważne ile razy tutaj byłam, mnie to nie nudzi. Bukowiec, a konkretnie otoczenie pałacu i pozostałych zabudowań pałacowo-folwarczno-parkowych, jest dla mnie jak "power bank". Atmosfera tego miejsca działa na mnie kojąco. Na szczęście jeszcze nie jest oblegane przez turystów, jak będzie podczas lata nie mam pojęcia. Wracam do dnia dzisiejszego. Byłam ciekawa czy spotkam jakieś ptactwo wodne na pobliskich stawach. Bo tych latających musiało być sporo, koncert miałam wspaniały, tylko że nie dały się fotografować. Pierwszy staw obok budynku pałacowego. Widzę łabędzicę siedzącą na jajach, partner czujnie obserwuje otoczenie, kilka kaczek. Drugi większy staw niestety ma spuszczoną wodę, pewnie wkrótce napełni się lub będzie odpoczywał. Po obejściu stawu wokół przechodzę na drugą stronę parku. Tutaj na kolejnym stawie spotykam wyprostowaną jak struna czaplę siwą. Mignęła mi w zaroślach sarna, nie chciała pozować. Siadłam na chwilę na pobliskiej ławce i wsłuchiwałam się w odgłosy natury. Pięknie przyświecało słońce. Wreszcie poszłam dalej obserwując jak przyroda budzi się do kolejnego cyklu w swym istnieniu. Wreszcie zaszłam do kawiarenki w stodole artystycznej na dobre cappuccino i spokojnie oddałam się przemyśleniom nad fenomen natury. Zapominając chociaż na chwilę o rzeczywistości dnia codziennego jakże innej niż człowiek pragnąłby. Życzyłabym aby ten spokój mógł być dany każdemu.
|
Widać, że zmienia ubranko zimowe |
|
Nawet ślimak woli spać na zewnątrz domku |
|
A w górach jeszcze całkiem ładna zima |