W sobotni dzień wybrałam się do Kowar gdzie czekała mnie wędrówka z przewodnikiem po ciekawych zakątkach Kowar. Kowary zapewne znane miasteczko, a to za sprawą Parku miniatur, czy tego, że leży niedaleko Karpacza. Tym razem wędrówka była związana z historią, architekturą, przestrzenią kulturową miasta oraz biografią osób, które urodziły się tu, bądź połączyły swoje losy z Kowarami. Taka osobą była Eliza Radziwiłłówna - córka Antoniego Henryka Radziwiłła i księżniczki pruskiej Luizy Hohenzollern. Jednak zaczynamy od architektury.
Idziemy ulicą przy której stoi ciekawy budyneczek, niemal dworek
Idziemy dalej wchodzimy na dziedziniec Zespołu zabudowań dawnego szpitala z około 1905 roku, w skład którego wchodzą m.in.: budynek główny, budynek dyrekcji, magazyn, dawna leżakownia, dawny dom ogrodnika, cztery domy mieszkalne, hydrofornia oraz park. Obecnie część budowli jest w opłakanym stanie, czekają na lepsze czasy. W jednym z budynków mieści się Hospicjum.
Dawna leżakownia
No cóż może kiedyś zmieni się otoczenie. Idziemy dalej, dochodzimy do kolejnego kompleksu zabudowań stanowiącego niegdyś tzw. pałac w Ciszycy.
Pałac jest budową klasycystyczną wybudowaną na początku XIX wieku.
W pobliżu znajduje się stary park z wieloma pomnikami przyrody, stawami. Na przeciwko - wzgórze zwane Radziwiłłówka z ruinami zamku myśliwskiego z XVIII w.
Kolejną ciekawostką Kowar to stara wieża ciśnień obecnie zaadoptowana, przez artystę grafika Jerzego Jakubowa. Jest tu pracownia a przede wszystkim muzeum wszelkiego rodzaju lasek.
Jeszcze przejście obok dawnego dworca kolejowego, tylko tyle z niego pozostało. Ciekawostką jest inicjatywa Kowarzan - uruchomienie kolei drezynowej, Atrakcja turystyczna można przejechać się drezyną kilkaset metrów. Kto wie może wrócą czasy kiedy przez Kowary przejeżdżał pociąg.
I to byłoby na tyle wrażeń z ciekawego miasteczka, jakim są Kowary.
Wczoraj odbyłam spontaniczną wycieczkę do Przesieki, a konkretnie nad potok Podgórnej.
Idę wzdłuż potoku Podgórnej, jest górski potok, na którym jest mnóstwo mniejszych lub większych kaskad. Jest jeden z moich ulubionych tematów fotografii. Tak było i teraz, że coraz zatrzymywałam się żeby fotografować. Niestety z powodów zdrowotnych nie mogłam używać statywu, pozostało tylko robienie zdjęć z ręki. A to jednak nie jest dobre. Jakość zdjęć jest gorsza, a wręcz zła. Dużo musiałam wyrzucić po obejrzeniu w komputerze. Jednak co się napatrzyłam to moje.
Tym razem zeszłam ze szlaku i podążałam wzdłuż potoku w górę. Między drzewami pięknie grały promienie słoneczne. W potoku leży mnóstwo pięknie omszonych mniejszych lub większych skałek.
Po dwóch godzinach skończyłam swój jakże przyjemny plener. Czas wracać do domu. To były przyjemne chwile spędzone wśród przyrody, a także w towarzystwie sympatycznej koleżanki, równie lubiącej fotografować.
I tak niespiesznie podążałyśmy do przystanku, skąd odjechałyśmy do domu.
Miało być upalnie. W związku z tym wybrałam trasę przez las. Kiedy rano obudziłam się pełne zdziwienie - upału brak, a w zamian kropi. Nic to trasy nie zmieniłam z myślą, że rozjaśni się.
Jedziemy do Jagniątkowa. Początek pod górkę - nie szkodzi. Wchodzimy na szeroki szlak jest przyjemnie w lesie snuje się mgiełka. Idziemy niespiesznie, rozmawiając. Niestety po chwili zaczyna padać i to coraz bardziej. Jesteśmy między drzewami to tak bardzo nie przeszkadza, lecz zdjęć za bardzo nie mogę robić. Deszcz szumi wśród listowia, jest ciepło i całkiem przyjemnie.
Wreszcie dochodzimy do leśniczówki, jeszcze kawałek ulicą Jagniątkowa i zatrzymujemy się w karczmie "Wedle Bucków". Tradycyjnie każda z nas coś tam zamawia i w przyjemnym nastroju kończymy naszą wędrówkę. Kiedy wychodzimy na autobus powrotny przestało padać i nawet nieśmiało pojawia się słońce. Wniosek z tego taki, że nie należy obawiać się złej pogody kiedy zaplanowana jest wędrówka, a tylko odpowiednio przygotować się i wyruszać z domu.